Odkrywając nowe zwierzę, stajemy przed zadaniem nazwania go. Oczywiście tak samo sprawy mają się z innymi organizmami, takimi jak bakterie czy rośliny. Dziś jednak, aby zachować spójność tekstu, skupimy się na pierwszej ze wspomnianych grup.
Przepływająca przez Francję, Belgię i Holandię rzeka Moza pod koniec XVIII w. okolicach holenderskiego miasta Maastricht stała się miejscem odkrycia skamieniałości wielkich morskich gadów, które badacze nazwali mozazaurami. Mamy więc pierwszy przykład informacyjnej funkcji nazwy danego organizmu – mozazaur to „jaszczur znad Mozy”, zatem łatwo w ten sposób zapamiętać miejsce jego odkrycia.
W miarę upływu czasu naukowcy poznawali coraz więcej podobnych zwierząt, które przypisywali do rodziny mozazaurów, nadając im różne nazwy rodzajowe i gatunkowe, odzwierciedlające ich szczególnie interesujące cechy. Ponieważ zwierzęta te, podobnie jak dzisiejsze rekiny, traciły w ciągu życia mnóstwo zębów i stale zastępowały je nowymi, do dziś właśnie te elementy ciała znajduje się najczęściej. Z uwagi na znaczne różnice między nimi, zidentyfikowano na ich podstawie kilka gatunków, które właśnie od zębów wzięły swoją nazwę.
Większość mozazaurów miała zęby podobne do rybich, czyli ostre i haczykowate, przystosowane do chwytania ryb i innych zwierząt o względnie miękkich ciałach. Niektóre jednak wyspecjalizowały się, zostając np. sklerofagami, czyli drapieżnikami polujacymi na opancerzone ofiary, takie jak żółwie, małże czy amonity. Do kruszenia ich osłon potrzebne jednak były zupełnie inne zęby – grube, o dużej powierzchni, zaokrąglone i niekoniecznie ostre. Gdy badacze natrafili na znalezisko pasujące do tego opisu, nazwali je w najbardziej logiczny sposób – Globidens, co na polski można przełożyć jako „kuloząb”. Nie był on jednak jedyną osobliwością w świecie mozazaurów. Równie ciekawy był posiadacz uzębienia, które do złudzenia przypominało rekinie i było zupełnie obce omawianym gadom. Nazwano go Xenodens, czyli „obcoząb”, co mówi samo za siebie. Ich właściciel wykorzystywał je do polowania na głowonogi, ryby i morskie gady, których ciała rozcinał jak piłą.
Nazwy w oczywisty sposób odnoszące się do cech to nie tylko domena prehistorycznych jaszczurów, ale również współczesnych organizmów. Jeden z nich posłuży nam za przykład, że użytkownicy różnych języków mogą wziąć pod uwagę zupełnie odmienne cechy. Spójrzmy więc na rekina zwanego po angielsku basking shark. Czasownik to bask oznacza „wygrzewać się”, a ich angielska nazwa tych ryb odzwierciedla ich zamiłowanie do pływania tuż pod nasłonecznioną taflą wody i wygrzewania się tą metodą . Z uwagi na położenie geograficzne Polacy raczej nie mieli okazji tego zaobserwować, ale oglądając martwe osobniki np. w muzeach, mogli zwrócić uwagę na ich ogromne szczeliny skrzelowe – stąd obecna w naszym języku nazwa „długoszpar”. Okazuje się zatem, że nie tylko uwarunkowania językowe wpływają na nazwę danego organizmu. Znaczenie ma cały styl życia użytkowników danego języka – np. to, jakie dany naród ma tradycje żeglarskie.
Czasem zdarza się, że przypisujemy zwierzęciu jakąś cechę, a w wyniku dalszych badań okazuje się, że wcale jej ono nie posiadało. Idealną ilustracją takiego obrotu spraw będzie dla nas bazylozaur, czyli „cesarski jaszczur”. Ten wielki morski drapieżca żył ok. 35 mln lat temu, czyli w połowie okresu dzielącego mozazaury od dnia dzisiejszego i ewolucyjnie był ogniwem łączącym dawne „półwodne” ssaki podobne do fok z dzisiejszymi waleniami. Naukowcy badający jego szczątki w XIX uznali go jednak za gada – i to nie byle jakiego, skoro nadali mu przydomek „cesarski”. Dopiero później okazało się, że jest to ssak. Zaproponowano nawet nową nazwę Zeuglodon cetoides („jarzmoząb waleniowaty”) odnoszacą się do zębów o dwóch korzeniach i faktu, że był przodkiem waleni. Pierwsze określenie przyjęło się już jednak na tyle dobrze, że – choć niepoprawne – pozostanie w użyciu już chyba na zawsze.
Tłumacz, chcąc precyzyjnie opisać zwierzęta, musi znać tego rodzaju niuanse językowe. Dotyczy to zarówno dzisiejszej, jak i dawno wymarłej fauny. Łatwo nauczyć się na pamięć potocznych określeń ze słownika, ale zrozumieć ich pochodzenie i lawirować między naukowymi nazwami to już zupełnie co innego. Dlatego właśnie lepiej skorzystać z pomocy specjalistów. Znajdziecie ich w naszym biurze Art of Translation – pod numerem +48 585 500 132 i 517 416 172 oraz pod adresem mailowym biuro@artoftranslation.pl.
fot. wikipedia.org
Dodaj komentarz